środa, 14 stycznia 2015

Daughter-in-law

Taką piękną synową Kofek przyprowadził do domu :)

Przed śniadaniem ... co prawda nie w łóżku, ale ...


13 komentarzy:

  1. Cudna " synowa", no i "syn" oczywiście :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Heartwarming shot! awesome pets

    Have a great weekend!

    xoxo, Juliana | PJ’ Happies :) | PJ’ Ecoproject

    OdpowiedzUsuń

  3. -Puk, puk !

    - ?

    -Puk, puk, puk !

    - Kto tam ?

    - Uj kto, lepiej powie, jest tu psa jakaś?

    - Ale kto tam !?

    - Ja najpierw pytam, jest tu jakaś psa?

    - ( chyba jakiś wariat za drzwiami) Nie, nie ma.

    - OTWIERAĆ ! Poborca idzie!
    Tu mnie podpisze, o tu..

    - Przepraszam, ale wprzódy proszę mi powiedzieć co to za dokument.

    - Urzędowy.
    Decyzja w sprawie podatku od nieruchomości na rok 2015.

    - Shalom.

    - Do ,do, do zoo. Żegnam pana.
    ... Że też oni nie wezmą się do uczciwej fizycznej pracy. Zawsze szukają łatwego chleba. Albo są poborcami, albo im tylko 'handele' pod kapeluszem mieszkają. Jeszcze te pejsaty i broda, mało co a popsuł by mi dzień, dobrze ze słoneczko zaglada mi w okno.

    ***

    Madame! Co pani robi, że tak ślicznie wyglądasz?
    Nie śmiem zapytać o to czy 'synowa' ten tego nooo...

    Jeszcze chuch gorący, akurat umyłem ząbki i wypłukałem japę płynem, teraz mogę w rączkę... cmok!
    :o))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pukał poborca najpierw w sieci...myślałam, że uda się ukryć, ale nie! Przyszedł dziadyga do drzwi, wcisnął papiruch w me łapy i każe płacić ... ech... ciężki jest żywot zwykłego śmiertelnika :)

      ***
      Heh...dziękuję :) To tylko błoto z psich łap, wiatr targający kłaki i mróz smagający mordzinę :D

      Nie, nieeeeeee 'synowa' nie ten tego ... jednak jak się ma w domu to nie to samo co na psich schadzkach na polanie :)

      Pozdrawiam cieplutko :)))

      Usuń
    2. :o)
      Byłem tutaj w czas kiedy Słońce wdrapywało się oblodzonym szlakiem wysoko, by na chwilę usiąść w zenicie. Pisałem jak zwykle dając sobie upust żartom . Nawet dotknąłem odwiecznie aktualnego tematu, który tak świetnie ujął Tadeusz Boy-Żeleński mając na uwadze dwoje różnej płci 'ambarasowiczów', tyle tylko że ja odniosłem się do prześlicznej 'synowej' i przystojniaka zaopatrzonego w piękny ogon któremu można tylko pozazdrościć umiejętności pozdrawiania nim według jego wyboru - a to jemu podobne ślicznotki, albo tej ślicznotki która o niego dba.
      Kiedy tak się zastanawiam nad tym jego darem pozdrawiania to zastanawiam się czy potrzebna była -nam męskim awanturnikom- ta cała ewolucja, która doprowadziła nas do utraty tej części, idealnej w celu okazania zadowolenia ,miłości i wachlowania dla samej fantazji i dodania sobie animuszu. Kiedy już byłem gotów z komentarzem, roztargniony i zazdrosny z braku tego kosmatego chwosta , w jakiś przedziwny sposób nie tam wetknąłem palec żeby zapisać moje "mądrości" bo na pulpicie zobaczyłem NIC. Zupełnie nic, w przeciwieństwie do Sztuhra,którego matka natura wyposażyła w dar widzenia ciemności.
      Tyle króciuteńkim wstępem.

      Teraz rozwinę skrzydła w gadaniu, bo to nasza rodzinna zaleta. Moja Bratnia, która w gadaniu też rozwija skrzydła niczym Nike , która wyprowadziła się na wieś bo tam jest wiele pastwisk, a ona uwielbia mnie z kwiatkiem w mordzie, leżącego pośród soczystych łaciatych matron z cielęcym wzrokiem wpatrzonego w siną dal. Nie byłoby w tym nic złego, ale ta kaskaderka potrafi czytać z moich myśli, kiedyś wyśmiała mnie, bo myślałem sobie tak; oj Fernando, jak dorośniesz, to tutaj masz wokół tyle kształtnych przeżuwaczek, ze będą ci zazdrościć szejkowie z Dubaju. Odczytała moje myśli, zdzieliła mnie miotłą ( to jej extra skuter) i przepalikowała na najbardziej ogołocone miejsce z trawy,wykrzykując, że teraz odechce mi się brzydkich myśli. Dodatkowo skróciła mi łańcuch żebym przypadkiem miał nie za blisko do jałówki o imieniu Czarna.
      Ale do rzeczy;
      Pisze Pani, Joanno, że psie schadzki na polanie to nie to samo co domowe zacisze. Coś w tym jest, a właściwie sporo w tym prawdy. Wprawdzie jestem też ssakiem, mimo że gdzieś w Kenozoiku ( dokładnie nie pamiętam bo to tak dawno było) moja gałąź ewolucyjna rozwiodła się z czworonożnymi ssakami, to pozostało mi też uwielbienie do letnich polan , ale że stałem się podobno jak twierdzi Darwin ,człowiekiem rozumnym, z czym się godzę, to jako ewolucyjnie rozumny ,zawsze zabierałem na schadzki kocyk. I tym się różnię od czworonożnych, wiernych kochanych pupili. Skoro już się wyprostowałem, to żeby nie iść na schadzkę z pustymi kończynami (rękoma) wypadało przecież coś w rękach nieść, tym bardziej, że taki kocyk był dobrym zabezpieczeniem przed wrednym dziewięćsiłem, który z natury lubi kłucie w pupę.

      :o)))
      Serdeczności wraz z tym uśmiechem ślę na Pani dłonie...

      Usuń
    3. Ech...fiksuje coś ostatnio blogspot niewdzięczny. ..najpierw trudności z logowaniem, potem z dodaniem komentarza...może dziś mu się uda zachować me wieczorne wypociny, zdecydowanie nie najwyższych lotów :P

      Co do psich ogonów nie mogę się nie zgodzić, iż niepotrzebnie odebrano nam ten jakże cenny atrybut. ..o ileż łatwiej byłoby np. odczytać czyjeś szczęście bujające się na tym magicznym odroście ...a tak pozostała nam jedynie kościucha przypominająca o bolesnych upadłych.
      Oj Panie Jerzy! Nawet nie chcę myśleć co żeś wyrabiał na tym kocyku, że ryzyko pokłucia było wpisane w te wyprawy na polanę. .. Może lepiej było pierw chwycić w dłoń odpowiedni znieczulacz w butelczynie, by nie targać ze sobą tekstyliów na łono natury? :)

      Co do Bratniej.. cdn

      Usuń
    4. pocieszę Pana ociupinkę. ..każda z nas zakładając magiczny krążek na palec (realny bądź wirtualny), dostaje awansem atrybut prawdziwej kobiecości, czyli miotłę pomagającą czytać w myślach i miotać biedakiem, gdy tylko wydaje nam się, że niesłuszne myśli kołatają się po jego głowie. ..W tym samym czasie odgórnie dostajemy kolejne imię. ..szczęściarze trafiają na Jędzuchy. ..nieszczęśnicy na ... och...lepiej nie mówić :)

      Cdn

      Usuń
  4. Zacznę pokrętnie,czyli od końca. Upss... spokojnie, proszę się nie rumienić! Wszak koniec niekoniecznie musi oznaczać teen...
    A więc, od pozdrowienia zaczynam, życzę miłego końca tygodnia i promieniującej radością buzi aż do kalendarzowej wiosny , której pierwsze tchnienia można już poczuć.Kiedy już Pani dobrnie do tego terminu, następne życzenia będą stosowne do letniego kalendarza. :o)

    Bratnia jest jedyną Jędzą, która mnie toleruje za co jestem jej od czasu do czasu wdzięczny, częściej Ją bezinwazyjnie molestuję,
    a kiedy już daje mi do zrozumienia że za wiele sobie pozwalam wówczas aby Ja udobruchać stosuję magiczną sztuczkę - pogłaskam Jej ego, uśmiechnę się,zrobię fikołka i wszystko wraca do błogiej normy. To super Jędza,świetnie jeździ na miotle i fantastycznie pokonuje zakręty. A gdyby jeszcze Pani widziała jak umiejętnie podbiera żółwiom jaja to na pewno można-by Jej pozazdrościć tej umiejętności.
    Hmm, temat kocyka i wszelkiej ekwilibrystyki z kocykiem związanej to wachlarz przeżyć od słodkich pikantnych doznań aż do
    różnych mniej słodkich konsekwencji.Skąd te mniej słodkie chwile? - ano z powodu os których właśnie nie brakuje w miejscach najmniej wskazanych kiedy korzysta się z polany w pobliżu lasu.

    Gdybym miał pewność, że nie wywołam zgorszenia ( " Oj Panie Jerzy! Nawet nie chcę myśleć co żeś wyrabiał na tym kocyku") i tym samym nie naruszył bym miru tego miejsca - mam na myśli Blog, to pewnie pokusiłbym się o opis jak wyglądał mój pierwszy raz. A zacząłem bardzo wcześnie, bo już wtedy kiedy tykał mi siódmy roczek na tym Bożym świecie. Minęło dawno dziesięciolecie od momentu kiedy ten mój pierwszy raz opisałem w jednej z poważniejszej internetowej stronie związanej z nie mniej poważnymi zagadnieniami. Ale tego już się nie odnajdzie, leży to sobie gdzieś na samym dnie serweru w nieznanym kraju.

    Macham teraz Madame do Pani gałązką mirtu, bo jak już się poprzednio wytłumaczyłem ewolucja nie dała mi szans by zrobić to tak jak potrafi Kofek. Również ciepło, ba! gorąco pozdrawiam.




    :o))






































































































































































    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dla odmiany zacznę od początku, czyli od przeprosin za moją długą nieobecność na blogu. Ostatni czas nie sprzyja oddawaniu się przyjemnościom...doba się skurczyła, pojawił się jakiś dziwny chaos zaburzający codzienną rutynę, ale mam nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy. Dodatkowo wirusy szaleją w powietrzu próbując mnie dopaść, choć staram się im umknąć i nie dać się porwać :)

      Jeśli chodzi o rumieńce, to wbrew pozorom nie jestem podatna na różnego rodzaju pąsy, więc proszę się nie obawiać :D
      Wiosna??? Gdzież się ona podziała? U nas niestety ani widu, ani słychu, choć słonko pomuskało gnaty w weekend, to wciąż zima swój mroźny jęzor wyciąga. Jednak najważniejsze, że bliżej niż dalej do witania się z panią wiosenką, którą uwielbiam :)

      Umiejętności zazdroszczę Pana Jędzy :P Trzeba być wdzięcznym, iż chce i potrafi przywołać ancymona do porządku :) Nie każda jest taka wytrwała :)

      Pierwszy raz w takim młodym wieku??? To niewiarygodne biorąc pod uwagę zapatrywania młodzieńców na tym etapie na sprawy męsko-damskie... Większość nie chce tknąć dziewuchy kijem od miotły, a tu takie wspomnienia! Kim była szczęśliwa wybranka, iż tak utknęła w sercu i pamięci? Ach te pierwsze miłości...



      Również żałuję, że nie mogę pohuśtać swojej radości na puszystej kicie, jednak załączam mnóstwo serdeczności i podziękowania za przemiłe wizyty na blogu. Proszę się tu rozgościć i czuć, jak u siebie :)

      Usuń
    2. Uff... tym razem komentarz się zapisał...ciągle blogspot szwankuje...dziś płodziłam moje wypociny 3 RAZY! Brrrrrr!

      Usuń